poniedziałek, 22 lutego 2010

Funkadelic - The Electric Spanking of War Babies (1981)

Funkadelic - The Electric Spanking of War Babies

/Funkadelic says: FUNK GETS STRONGER!/

Chciałem napisać, że to jedna z ulubionych płyt Funkadelic, ale chyba nie przesadzę jak napiszę, że jednak moja ulubiona (pomimo tego, że inne też uwielbiam). Genialne brzmienie, świetne kompozycje, przepiękne solówki, mnóstwo emocji i zabawy muzyką. Do puszczenia na imprezie i dla melomanów!
Jak nie wiesz co to funk, to posłuchaj tej płyty.
Jeżeli wiesz co to funk, a nie znasz tej płyty to nie wiesz co to funk.

James Jean - Hare

niedziela, 21 lutego 2010

Kayo Dot - Choirs of the Eye (2003)

Na wstępie przeproszę za brak aktualizacji przez tak długi czas. Wiele czynników na to wpłynęło, lecz najważniejszym jest chyba ten, że przestała mi odpowiadać formuła tego bloga. Co mam na myśli? Mianowicie - o muzyce nie powinno się gadać, tylko powinno się jej słuchać. I co z tego, że pisałem elaboraty po 10 akapitów, skoro niewielu z czytających zabrało się za przesłuchanie opisywanych przeze mnie płyt?;)

Dlatego też oficjalnie zaprzestaję pisania recenzji i podawania Wam, czytelnikom, na tacy tego co znajdziecie na albumach. Nie martwcie się na zapas - alternatywnie, oraz z większą częstotliwością będę opisywał pokrótce i polecał ciekawe, warte przesłuchania pozycje.

Mam nadzieję, że taka forma prowadzenia bloga wpłynie na to, że sami przesłuchacie i wydacie swoją opinie - bo to przy słuchaniu muzyki jest najważniejsze. Oczywiście zapraszam do umieszczania w komentarzach swoich przemyśleń, zachwytów, jak również konstruktywnej polemiki.
A, jeszcze jedno. Jeżeli kogoś to obchodzi - tradycja deserowa pozostanie i po każdym poście nadal będziecie dostawać miłą (bądź niemiłą) dla oka twórczość artystów przeróżnych.

Nie rzucam słów na wiatr, więc:

Kayo Dot - Choirs of the Eye


/Our eyelashes weaken with a weight that is sweet and fine/And this feels like frogs and spiders in the sweet outside./

Muzyka opisywana wszędzie jako awangardowy, progresywny rock/metal ze Stanów Zjednoczonych, aczkolwiek nie zgadzam się z takim opisem do końca.

Powiem szczerze - nigdy nie miałem do czynienia z tak silnym przekazem emocjonalnym w muzyce. Co więcej - wyjątkowo nieprzeciętnej i niepowtarzalnej. Pierwsza płyta Kayo Dot jest jak genialnie skomponowana, idealnie odwzorowująca każdą scenę, muzyka do filmu. Filmu, którego twórca jest na skraju choroby psychicznej, a w jego głowie trwa zażarta wojna pomiędzy nihilizmem, mizantropią, a uwielbieniem piękna, sentymentalizmem i empatią. Włączając ten album możecie zobaczyć, poczuć zapach, dotknąć i zmysłowo doświadczyć tej wojny. Coś takiego na Waszych oczach. Tfu! Uszach!
Polecam nocny seans z słuchawkami. Słuchajcie, póki pogoda sprzyja tego typu muzyce.

W ramach przeprosin, o których wspominałem na początku posta będą dwa deserki;)

no.1 artwork z okładki opisywanego powyżej albumu. Niestety nie znam nazwiska człowieka, który ją wykonał. Bardzo chętnie się dowiem kto to, więc jeżeli wiesz - daj znać!

no.2 Brett Aronson - The Sow, tak to drewno.