czwartek, 17 grudnia 2009

Ephel Duath - The Painter's Palette (2003)

Ephel Duath - The Painter's Palette

/streets have nothing more to ask/

Włochy - kraj słynący z gondoli, krzyczących, wąsatych facetów o ciemnej karnacji, skuterów, pizzy i braku poszanowania dla zasad ruchu drogowego. Jeżeli chodzi o muzykę, dla przeciętnego zjadacza chleba, naturalnym skojarzeniem jest zjawisko o wdzięcznej nazwie "italo disco".
Nie przypuszczałbym, że znajdę tak ciekawą, pełną emocji, ale mimo wszystko pasującą do stereotypowego, włoskiego temperamentu muzykę.

Ephel Duath powstało w 1998 roku z inicjatywy Davide Tiso, który jest jedynym stałym członkiem grupy. Przewinęło się przez nią wiele mniej znanych nazwisk, ale nie tylko. Na najnowszej płycie, "Through My Dog's Eyes" na perkusji zagrał Marco Minnemann, znany między innymi z Necrophagist, czy krótkiego epizodu w Kreatorze.

Czemu nie opisuję nowej płyty, tylko "The Painter's Palette", trzeci album grupy? Myślę, że twórczosc Ephel Duath ma do siebie to, że nie wchodzi w ucho za pierwszym, ani za drugim, ani nawet za trzecim razem. "Pain Necessary To Know", przedostatni album Włochów, zrozumiałem dopiero po 2 latach od wydania. Boję się, że dzisiaj napisałbym mało pozytywną recenzję "Through My Dog's Eyes", a za jakiś czas odszczekiwałbym (oj, bardzo adekwatne słowo) krzywdzącą ocenę.

Jakoś w 2005r. znalazłem wzmiankę o Ephel Duath na jakimś forum internetowym. Spojrzałem na okładkę, podpisaną "jazz/progressive/hardcore/black metal/avant-garde" i wiedziałem, że koniecznie muszę przesłuchać ten album. Uwielbiam muzykę, która wymyka się schematom, za cel stawia sobie eklektyzm i przekraczanie stylistycznych barier. Opis idealnie wpasowywał się w moje upodobania.

Przypominam sobie jak czułem się, gdy pierwszy raz usłyszałem "The Painter's Palette". Z jednej strony byłem trochę zniesmaczony, bo muzyka jest brudna, ciemna, momentami wręcz kakofoniczna i asłuchalna. Mimo wszystko również wyjątkowo intrygująca, tajemnicza, przemyślana, nagrana z nonszalanckim rozmachem i pewnością.
Pierwszym utworem, w którym zakochałem się bez pamięci był "Praha (Ancient Gold)". Jazzowa ballada ze schizofrenicznym i ciemnym przekazem, z przepiękną trąbką i genialnym brzmieniem gitary. Jest to instrumentalny i najlżejszy utwór na płycie. Wyobraźcie sobie czarno-biały film, w którym główny bohater tuła się w nocy bez celu po pustych uliczkach czeskiej Pragi i pogrążony w myślach co chwile odpala papierosa. Wielką sztuką jest samymi dźwiękami, bez przekazu wizualnego, przekazywanie takich skojarzeń - świadczy to o klasie Ephel Duath.

Im więcej słuchałem (a trzeba wiedzieć, że płyta uzależnia), tym więcej rzeczy mi się podobało, mimo tego, że z początku brzmi to po prostu jak uporządkowany rytmicznie hałas.
Trudno mi opisywać poszczególne fragmenty utworów, ale postaram się. Po którymś z kolei przesłuchaniu te "chore", atonalne melodie udaje się nawet zanucić. Mało tego - siedzą w głowie przez długie godziny i nie można się uwolnić. Początek "Ironical Communion" męczył mnie przez ładne pare miesięcy:). Solówka basowa w "Labirynthine" - mistrz świata. Również warto wspomnieć o basie na początku, czy akordach pod melodią gitary z delayem w "My Glassy Shelter". "The Other's Touch" to jeden z lżejszych utworów, z piękną melodią wokalną i jeszcze piękniejszą solówką trąbki idealnie zamykającą album.
Mam wrażenie, że czyste parte wokalne często są na granicy fałszu, ale to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie - nadaje bardzo emocjonalnego charakteru.

"The Painter's Palette" ociera się o bardzo zróżnicowane "odcienie", ale zaryzykuję stwierdzenie, że otwierający płytę "The Passage" jest kwintesencją stylu na niej zawartego. Już sam początek - czysta gitara, a później wejście kakofonicznej symfonii na 9/8, z grającą wysoko trąbką przygotowuje słuchacza na to, że ma do czynienia z czymś ciekawym i wartym uwagi. UWAGI.

Bardzo podoba mi się co producent, Paso, zrobił z perkusją. Jest wiele momentów gdzie jest przesterowana, odwrócona w czasie - nie wiem jak wpadł na taki pomysł, ale brzmi co najmniej genialnie i idealnie wpasowuje się w ogólny klimat płyty. Perkusista, Davide Piovesan - nie mam zamiaru wskazywać najlepszych fragmentów ponieważ w każdym utworze jest przynajmniej 5 rytmów i drugie tyle przejść i smaczków, które są warte odnotowania.

Na koniec już powiem, że intrygującym zabiegiem jest koncept zawarty na płycie. Każdy z utworów, obok właściwego tytułu, ma dodany swój konkretny kolor z opisującym go przymiotnikiem i słuchając np. "The Unpoetic Circle" rzeczywiście mam przed oczami butelkową zieleń. Niesamowite.

Przyszła zima. Po świętach kilka wolnych wieczorów. Poświećcie jeden na posłuchanie tej płyty z uwagą. Gwarantuję, że patrząc przez okno na oświetlony światłem latarni brudny śnieg zrozumiecie o co chodziło Włochom i po "The Other's Touch", znów poleci "The Passage".

9,2/10

d do e do s do e do r

Brooks Salzwedel - Los Angeles Electric Isle

2 komentarze: