wtorek, 22 grudnia 2009

Irepress - Sol Eye Sea I (2009)

Irepress - Sol Eye Sea I

/.../

Jak pewnie zauważyłeś drogi czytelniku, po każdej recenzji wrzucam "deser". Są to artworki różnych artystów, którzy powiązani są (w mniejszym, lub większym stopniu) z muzyką. Robią plakaty, okładki, zdjęcia itd.
Irepress znalazłem na jednym z posterów koncertowych, wykonanym przez jednego z tych artystów już jakiś czas temu, przed wydaniem "Sol Eye Sea I". Posłuchałem na myspace, ale zamieszczone tam utwory z pierwszego albumu, "Samus Octology" raczej nie zachęciły mnie do przesłuchania całej płyty.

Irepress tworzą bracia - Sheel i Shan Davé (odpowiednio perkusja, bass), Jarret Ring na instrumentach klawiszowych i syntezatorach, Jon "Dino" DiNapoli oraz Bret Silverberg na gitarach.

Pewnej nocy, przeszukując internet kolejny raz natknąłem się ich myspace. Okazało sie, że wydali nową płytę (OKŁADKA), a to co usłyszałem wprawiło mnie w osłupienie. Była to "Diaspora". Myślę, że dobrze trafiłem, ponieważ otwiera album, a po odsłuchu z myspace byłem przekonany, że po niego sięgnę.

Cały utwór utrzymany jest w dosyc wolnej konwencji. Wiele różnych motywów (trwa prawie 11 minut) płynnie z siebie wynikających. Chociaż wita nas bardzo ciężki, masywny riff, to jest to tylko wstęp do na prawdę pięknego, przestrzennego beatdownu. Bardzo podoba mi się to jak dopracowana jest sekcja rytmiczna - wszystko jest dokładnie przemyślane. Słuchając "Diaspory", pierwszego zwolnienia, zwróccie uwagę na to co gra perkusja. Na poczatku hi-hat, później tremolo na werblu, a następnie pięknie, przeźroczyście brzmiący crash wyrzuca nas w kosmos. Dalej też nie brak bardzo ciekawych rozwiązań. Melodia instrumentów smyczowych w środkowej części, dochodząca do niej czysta gitara i w końcu rozwinięcie, z gęstym rytmem na hi-hacie. To utwór z klasą. Co ważne, muzyka nie jest przeładowana - każdy motyw ma swój konkretny sens, gdy patrzymy przez pryzmat całej kompozycji.

Uważam, że "Sol Eye Sea I" to bardzo spójny materiał. Nie tylko poszczególne motywy utworów dosyc logicznie z siebie wynikają, ale one same również. "Rhintu" i "Barrageo" - Chociaż kocham partie wokalne w tym drugim to uważam, że obydwa utwory są całością i powinno się słuchac ich bezpośrednio po sobie.
Wokale - chociaż jest to muzyka głównie instrumentalna, pojawiają się na płycie kilka razy. Głównie w postaci krzyku tłumu mężczyzn, czy kobiecego śpiewu w "Cyette Phiur" - chyba moim ulubionym kawałku z drugiego albumu amerykanów.

Chwilą wytchnienia dla słuchacza jest kompozycja "Daniel Sen". Naprawdę piękny utwór na fortepianie z dodanym bardzo ładnym pogłosem, działający wręcz jak phaser. Na całej płycie jest ten charakterystyczny, lekko zniekształcający, pogłos. Nadaje on charakteru pieśni najdawniejszych cywilizacji z odległych zakątków wszechświata ( ;) ). Bardzo mi się podoba.

Irepress zaskakuje nie tylko połamanymi riffami, niebanalnymi melodiami i ciekawym brzmieniem. Dostajemy także, osadzony w klimatach drum'n'bassowych "Fletchie". Raczej nie słucham muzyki elektronicznej, ale ten utwór do mnie przemówił.

Pierwsza częśc "Billy", jeżeli chodzi o sekcje rytmiczną, jest jak najbardziej funkowa. Tak, tak, nie żartuję. Na płycie dosyc często przewijają się funkowe rytmy perkusjne i chłopaki z Bostonu właśnie tym mnie zainteresowali. Przestrzennie brzmiących zespołów z pogranicza hardcore/sludge/eksperymentów jest wiele. Mało tego - wiele bardzo dobrych, a Irepress się wyróżnia.

Jest też na tej płycie kilka rzeczy, które mi się nie podobają. Uważam, że gdyby np. zabrakło utworu "Adeluge", chociaż nie brakuje w nim bardzo fajnych motywów (np. wolnej, wręcz fusion części w środu, czy samego końca utworu z tymi dziwnymi sweepami na gitarach), czy zamykający utwór - mam wrażenie, że jest za długi o jakieś 5 minut, i jakby twórcy zredukowali "Entanglement" o kilka riffów materiał całościowo nie straciłby na swojej mocy, wręcz byłby bardziej konkretny. W tych dwóch utworach bardzo dobre momenty czasami znikają gąszczu motywów, które wg. mnie nie wnoszą wiele do kompozycji, ale to nic. Za genialne "Cyette Phiur", "Diasporę", czy "Daniel Sen" jestem im to w stanie wybaczyc i ustawic materiał na jednym z czołowych miejsc w podsumowaniu 2009 i z niecierpliwieniem czekac na drugą częśc "Sol Eye Sea" (o ile "I" w tytule płyty odnosi się do liczby. Szerze mówiąc nie wiem).

Irepress jest kapelą, która wyciągnęła z hardcore'u (w końcu są z Bostonu:) ) to co najbardziej przyswajalne dla przeciętnego słuchacza, nadała temu skomplikowaną formę kompozycji i przestrzenne brzmienie. To niesamowite w jaki sposób muzyka ewoluuje.
Niestety wiele nowych zespołów popsuło w moich oczach wizerunek muzyki hardcore. Kto by pomyślał, że taka buntownicza na wskroś, wywodząca z ruchów punkowych, muzyka stanie się obiektem zainteresowania speców od PR, fryzjerów i stylistów? Na pewno nie ja i jestem wręcz zniesmaczony tym co się stało.
Na szczęście Irepress jest daleki od tego nowoczesnego hardcorowego image'u. Mimo tego, że ich muzyka jest budowana często na "zwolnieniach", przywodzących budową na myśl te z muzyki hardcore'owej, nie jest skomercjalizowanym, "melodyjnym" graniem dla nastolatek, które już znudziły się Green Dayem, a death metal nadal jest dla nich za ciężki.

8,7/10

tradycyjnie:

Angryblue - King


PS.
mam nadzieję, że ktoś mnie czyta. Bardzo prosiłbym o profesjonalną opinię, taką jak dostałem w tym niefortunnym, pierwszym poscie;)

3 komentarze:

  1. Okay, jakoś trafiłem okrężną drogą na ten blog i od razu sprawdziłem Irepress. Z jednej strony opadła mi szczęka przy "Diasporze", z drugiej - Naprawdę dobra recenzja. Jakoś nie czytam blogów, ale ten chyba zacznę. Może po części z sentymentu - Sam od lat noszę się z zamiarem założenia podobnego, i jakoś mi nie wychodzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. taki już chyba los wszystkich ruchów undergroundowych czy kontrkulturowych - w końcu tak rosną w siłę, że stają się swoim przeciwieństwem.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Diaspora" rzeczywiście, bardzo ciekawy utwór, jak dla mniej - najlepszy na płycie. Potem jest już gorzej - cała płyta wydaje mi się nadmiernie eklektyczna (podobnie do np. "Colors" Between the Buried and Me, ten sam sort przekombinowania). Fajnie, ze maja tyle inspiracji, ale w moim odczuciu nagromadzenie riffów w jednym utworze jest męczące. Co gorsze, wśród tych naprawdę zjawiskowych sa tez słabe. Takie mam odczucia po przesłuchaniu kilka razy albumu. Czasem do niego wracam (szczególnie dla "Diaspory"), ale tylko dla drobnej odmiany.

    Leszczu (http://www.lastfm.pl/user/leszczumadafaka)

    OdpowiedzUsuń