sobota, 12 grudnia 2009

Slayer - World Painted Blood (2009)

Slayer - World Painted Blood

/Systematic death a phusical fear/psychopathy red, after death gratification!/

Na samym początku napiszę, że jestem wielkim i oddanym fanem twórczości Slayera. Jeff, Tom, Dave i Kerry mocno wpłynęli na mój gust, dzięki nim zrozumiałem o co właściwie chodzi w tej agresywnej i "szatańskiej" muzyce jaką jest metal. Jako dzieciak dobrze trafiłem, bo jest to kapela, która definiowała tę scenę od początku swojego istnienia, a każde ich wydawnictwo do połowy lat '90 było kamieniem milowym, wytyczało nowe trendy i ścieżki, którymi podążali młodzi (i nie tylko) muzycy.
Warto wspomniec, że są też doskonali na żywo. Zabijają i nie biorą jeńców, ale to chyba wszyscy wiedzą.

"Ostatnia płyta Slayera?" pytałem siebie samego z niedowierzaniem, gdy pojawiły się pierwsze pogłoski dotyczące jedenastego długograja kalifornijczyków. Z jednej strony napawało mnie to przerażeniem, bo przecież taki legendarny skład nie może tak po prostu zakończyć działalności. Z drugiej zaś, nachodziła mnie myśl, że może to nie jest złe rozwiązanie - trochę już ze sobą grają, zrobili bardzo dużo dla sceny i może lepiej odejśc w chwale niż nagrywać dwudziestą płytę o krwi, morderstwach i szatanie będąc dobrymi dziadkami dla swoich wnuczków i mając siwe włosy na głowie. Nagrywać tylko dlatego, że domaga się tego audytorium.
W każdym razie ostatnia płyta była w trakcie realizacji, a my, fani, nie mieliśmy wiele do gadania, czy będą dalej grać, czy nie.
Przez jakiś czas o Slayerze było cicho, aż puszczono w internet "Psychopathy Red" - pierwszy utwór, który zapowiadał "World Painted Blood". Leciał u mnie codziennie po kilka razy - nie mogłem uwierzyć, że Kerry i spółka nadal potrafią nagrywac takie numery. Pełne mięsa, krwii, z odpowiednim, miażdżącym tempem i riffami, które swoim legato przypomina "Angel Of Death", chociaż nie jest jego kopią. No i wokal Toma. Po tym utworze byłem pewien, że mają w zanadrzu jeszcze dużo zniszczenia, które umieszczą na płycie. I się pomyliłem.

"World Painted Blood" w końcu pojawiło się na półkach sklepowych. Mimo, że jestem oddanym fanem większości albumów, następca "Christ Illusion" długo czekał, aż się za niego zabiorę. Przyznam, że zniechęcił mnie "Hate Worldwide" umieszczony na myspace. Utwór bez polotu, banalnie prosty, brzmiący jak kopia samych siebie.

Pewnego pięknego wieczoru, pełen optymizmu i z zapasem energii, którą ewentualnie wyzwolę machając głową - rozpocząłem słuchanie.

Pierwsze dźwięki gitar tytułowego utworu sprawiły, że na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i myśl "TAK! to jest Slayer!". Wchodzi riff. Motoryczna, charakterystyczna perkusja Dave'a i soczyście brzmiący wokal, a ja macham głową i czuję, że Slayer stanął na wysokości zadania i jestem spokojny o zawartośc całej płyty, ale to przecież dopiero początek i wszystko może się zmienic.
I zmieniło się - płyta mniej więcej przy utworze "Hate Worldwide" zaczyna zlewac się w jedną, bardzo podobnie brzmiącą do siebie masę, z której trudno wyodrębnic lepsze momenty. Takie utwory jak "Public Display Of Dismembered", czy "Playng With Dolls" nie wyróżniają się ani energią, ani ciekawymi rozwiązaniami rytmicznymi, ani pomysłowością. Po prostu riffy, poskładane jak klocki lego. Każdy, kto się ze mną nie zgadza powie "stary, przecież to Slayer - czego się spodziewałeś?". Ano tego co prezentują takie utwory jak "Psychopathy Red", czy "Unit 731", bo nie mogę powiedziec, że krążek ten jest pozbawiony dobrych momentów.

/Murder is my future/killing is my future/

Słuchając utworu "Snuff" odniosłem wrażenie, że niektóre momenty "World Painted Blood" zostały zrobione na siłe i brzmią jak jammowanie nastoletnich fanów Slayera, którzy robią dokładnie to co ich idole, tylko trochę gorzej. Wybierają te prostsze riffy na jam, bo z trudniejszymi nie dają sobie rady. I niestety to działa na niekorzyśc, chociaż, jak już wspominałem jest też kilka jaśniejszych momentów jak ostatnie 10 sekund "Psychopathy Red", krótkie, przejście perkusji, gdy cichną instrumenty w refrenie "Unit 731", czy bardzo "ładny" początek "Beauty Through Order".

Podczas słuchania tej płyty cały czas nachodziła mnie myśl "ej, gdzieś to już słyszałem. No tak, to przecież 213. A, to Eyes Of The Insane". Przy Christ Illusion też nasuwały mi się pewne skojarzenia, ale dostaliśmy też trochę nowości, np. "Jihad". Slayer takich utworów wcześniej nie nagrywał. Na "World Painted Blood" dostaliśmy słabą kopię "Jihad" w postaci (najgorszego na płycie) utworu "Human Strain", z którego pierwszy riff jest banalny aż do przesady, a pojedyncze dźwięki gitary na czystym brzmieniu przywodzą na myśl początek wyżej wymienionego "Jihad".

Podszedłem do tego albumu z wielkim entuzjazmem. W końcu to Slayer - prosta, bezkompromisowa, ale łapiąca (wielką owłosioną łapą z pazurami) za jaja kapela. Niestety za każdym razem, gdy słuchałem tego wydawnictwa to przy "Hate Worldwide" zasypiałem i budziłem się przy "Psychopathy Red", po którym też nic ciekawego poza "typowym Slayerem" nie ma.

Byc może gdyby ta płyta wyszła 5 lat temu to pokochałbym ją tak samo mocno jak "Seasons In The Abyss", czy "South Of Heaven", ale wyszła w 2009, zapowiadana jako ostatni album zespołu i niestety nie spełniła moich oczekiwań. Zdaję sobie sprawę jak trudno kapeli takiej jak Slayer nagrac coś nowego i świeżego. Trzeba brac pod uwagę to jak na zmiany stylu reagują sami fani i poziom poprzednich wydawnictw. Nie zmienia to faktu, że zawartośc nie zrobiła na mnie wrażenia. Nawet po kilku przesłuchaniach nie znalazłem tego, za co kocham starsze płyty. Muszę wspomniec o wokalu, bo leży na stronie plusów. Jest pełen werwy, wściekły i brzmi piekielnie dobrze!

Kilku moich znajomych pokochało "World Painted Blood". Nie wiem czy za to, że zawarte w niej dźwięki są natchnione i genialne, czy za to, że to Slayer. Nie mnie to oceniac i pozostaje mi życzyc im miłego słuchania.
Ja podziękuję - jeżeli będę chciał Slayera to włączę "Reign In Blood" i przez 28minut zdemoluję pokój skacząc jak opętany. "World Painted Blood" puszczę potem w tle. Przy sprzątaniu.

6,3/10

i na deser: Pat Kinsella - Super Plumber

2 komentarze:

  1. Bardzo dobra recka. Co do samej płyty zgadzam się z Tobą w niemal 100%. I chociaż siedząca głęboko we mnie chęć prowokacji i napisania, że i tak razem we czterech wzięci nigdy nie mieli tyle talentu co metalowi artyści pokroju Hetfielda czy Mustaine'a.. to jednak uważam, że Slayer jako grupa ma w sobie to coś i rozumiem "kult", szanuję wpływy i doceniam ich spuściznę;) SLAYER to jednak jakaś marka, jakieś budzące szacunek hasło. Ale tak jak piszesz, teraz trochę nieudolnie kopiują samych siebie.. Chyba ogólnie te stare kapele mają do wyboru dwie drogi. Albo coś w stylu Exo, który ewoluuje i plądruje nowe terytoria jak choćby na SHKM, albo właśnie taki oklepany "powrót do korzeni". Slayer ma ten problem, że nigdy specjalnie nie kombinowali, mają bardzo określony, charakterystyczny styl - i kiedy do niego wracają, to brzmią identycznie jak kiedyś. Zostając przy "konkurencji" - taki Megadeth czy Metallica wracając do bardziej metalowego grania mają łatwiej. Na przykładzie "Death Magnetic" - oni tam też trochę zjadają własny ogon - ale jak raz zrobią to zżynając z thrashowych początków kariery w "My Apocalypse", a raz zerżną schemat ze starych "półballad" jak w "The Day That Never Comes", to płyta i tak nie ma prawa brzmieć "na jedno kopyto". To samo z RUDYM, ma talent do riffów, melodii, zawsze umie zrobić coś charakterystycznego (podczas gdy, sorry za ignorancję, ale goście ze Slayera od 25 lat grają tę samą solówkę:P).

    PS. Teraz taki wysyp "blogspotów" wśród znajomych, że sam musiałem szarpnąć się na swojego:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż tu mi troszkę ćwieka zabiłeś doborem płyty do recenzji, można było się spodziewać że nie znam tej płyty ale i odnośnie całej twórczości Sleyera mam małe pojęcie. Gdy ty słuchałeś Sleyera i Metalicy to ja jak pamiętasz słuchałem z zapamiętaniem Sedesu czy KSU a z zagranicznej muzyki Ariji. Znam miejsce Sleyera w historii i doceniam ten zespół, nie znanie go było by grzechem. Jedynym motyw jaki potrafiłem na gitarze zagrać pochodził właśnie z kawałka Sleyera i ty mnie go uczyłeś albo Maciek. Niestety nigdy nie patroszyłem się o to aby zgłębić ich twórczość. Nie mam w tym momencie żadnego porównania bo znam może kilka kawałków zaledwie i to tych najbardziej oklepanych. Wiem że czas nadrobić zaległości, ale jakoś mi to się na razie nie widzi bo odszedłem póki co od ciężkich brzmień i zostawiam to na przyszłość. Co do stylu, tym razem post był dla mnie w pełni zrozumiały, opis był barwny i przyjemnie się czytało. Mam nadzieje że z posta na posta będziesz pisał coraz lepiej.

    OdpowiedzUsuń